7 miesięcy za nami – wyszło słońce

Kilka dni temu zdałam sobie sprawę, że za mną już 30 tygodni ciąży. Mam umysł ścisły i tak sobie policzyłam, że ciąża to 40 tygodni. Skoro 30 już za mną to znaczy, że przetrwałam już 3/4 ciąży – czyli została już tylko 1/4  <3

7 miesięcy za nami

a ja w końcu pierwszy raz mogę powiedzieć, że bycie w ciąży to nawet fajne jest.

Ogólnie pierwsze dwa tygodnie października to totalny koszmar, którego wolę nie pamiętać. Walczyłam z myślami, że może jednak lepiej jechać do szpitala, zaliczyłam krwotok u ginekologa, ze szkoły trzeba było mnie wynosić, a do sklepów bałam się wchodzić, bo nie dawałam rady stać tak bardzo w głowie mi się kręciło.

Jednak cały ten koszmar zakończył się wypadnięciem cewnika DJ. I to był przełom.

To był niedzielny wieczór. Od samego rana dzieci same się sobą zajmowały bo ja z bólu nie byłam w stanie ruszyć się. Byłam pewna, że rodzę kamień bo ból i ogólne odczucia były identyczne i tylko dlatego dalej w domu się męczyłam. Tak więc wieczorem cewnik sobie wypadł. W pierwszej chwili chciałam jechać do szpitala. No bo funkcją tego cewnika było chronić moją nerkę przed zastojem, który mógłby ją uszkodzić.

Jednak podczas szykowania się do szpitala

stwierdziłam, że czuję się wyjątkowo dobrze. Wręcz przez całą ciążę nie czułam się tak dobrze. Ostatecznie najpierw stwierdziłam, że pojadę do ginekologa na normalną wizytę następnego dnia wieczorem. Jednak po zapoznaniu się z rozkładem jazdy autobusów uznałam że to bez sensu, a we wtorek mam już ustaloną wizytę. Nikogo ten jeden dzień nie zbawi, a mi tak dobrze bez tego dziadostwa w środku 😉

Zarówno położna jak i ginekolog byli zaskoczeni tym, że coś takiego mi się przytrafiło bo to przecież niemożliwe. No ale mi zawsze zdarzają się rzeczy niemożliwe. Samo zakładanie DJa też jest raczej rzadkim zabiegiem, a jednak mnie dopadło.

Dostałam skierowanie do poradni urologicznej

Oczywiście terminy dopiero na sierpień przyszłego roku. Musiałam wdać się z panią w dyskusję, że mnie nie obchodzi to, że terminów nie mają i nie pojadę do innego miasta, bo nie mam jak dojechać i ma mnie przyjąć bo sprawa jest pilna, a ja jestem w ciąży.

Tak więc termin się znalazł i to na czwartek. Za to lekarz miał do mnie nastawienie pod tytułem „czego ty ode mnie chcesz”. Z jednej strony było to trochę nieprzyjemne, ale skoro zbadał mnie i uznał, że nie trzeba z tym nic zrobić to pozostaje się tylko cieszyć.

Nie udało mi się z nim porozmawiać na temat tego co dalej po porodzie i kiedy można zacząć coś z tymi kamieniami robić, bo uznał, że jeszcze przed porodem się spotkamy. I pewnie ma rację bo to by było za dużo szczęścia na raz. Jednak nie zmienia to faktu, że póki nie dopadnie mnie ból skazujący na zakładanie DJa to zamierzam cieszyć się tą końcówką ciąży i żyć wiarą, że uda mi się bez komplikacji pokonać resztę tej drogi która mi pozostała.

Pojawiła się też nadzieja

że donoszę ciążę, że urodzę dopiero w styczniu. Tak wiem, wszyscy mnie sprowadzają na ziemię, że szansa jest, ale bardzo mała, ale cały czas żyję tą nadzieją. Bo jak wiadomo nadzieja umiera ostatnia 🙂

A ja pomimo tego, że ostatnie pół roku było koszmarem dopuściłam do siebie myśl, że może jednak kiedyś w dalekiej, bardzo dalekiej przyszłości pomyślę jeszcze o ciąży, mimo tego że jeszcze niedawno zarzekałam się, że poddam się sterylizacji 😉

Tak więc wygląda na to że mój wrodzony optymizm sprawia, że szybko zapominam o trudnościach. Na szczęście mój również wrodzony umysł ścisły sprowadza mnie na ziemię i odwleka to w bliżej nie określoną daleką przyszłość – jak dobrze, że jestem jeszcze taka młoda i na wszystko mam czas 🙂

Spaceruję

Jednym z moich największych osiągnięć ostatnich dwóch tygodni dzięki któremu pękam z dumy i szczęścia jest fakt, że udało mi się pokonać drogę ze szpitala do domu pieszo. W ogóle przestałam się bać chodzić na zakupy i powoli zdarza się że gdzieś mnie tam na mieście widać.

Nie wiem jak długo to potrwa. Czuję, że nerka od czasu do czasu się odzywa i krzyczy „zwolnij”, i zwalniam, nie buntuję się. Pozwalam, aby moje ciało samo wskazywało mi drogę. Wiem, że nieraz robiłam wiele rzeczy ponad moje możliwości. Teraz zwolniłam. Żyję z dnia na dzień. Czasami do szału doprowadza mnie to jak mało robię i pewnie po porodzie znowu zacznę dużo działać. Ale na pewno częściej będę się zatrzymywać i wsłuchiwać w to co moje ciało ma mi do powiedzenia.

Prawie jak miesiąc miodowy

Dla wielu kobiet drugi trymestr ciąży to taki miesiąc miodowy – tak jakoś wyszło, że dla mnie to był koszmar. Jednak teraz jestem w trzecim trymestrze. Wchodzę w 8 miesiąc i właśnie teraz czuję się jak na miesiąc miodowy przystało. No dobra – mam typowe problemy trzeciotrymestrowe. Po tych 3,5 miesiąca gdzie głównie leżałam, powrót do siedzenia i chodzenia jest trochę trudny. Mięśnie już nie te. Normą są bóle kręgosłupa, nadal często się kładę żeby poleżeć, bo jednak kręgosłup nie daje rady. Ale mimo to staram się codziennie kilka minut poświęcić na ćwiczenia rozciągające. Nie jest łatwo jak wszystko boli, ale nie chcę całkiem przestać się ruszać. W końcu muszę mieć siłę urodzić.

Na temat zgagi chyba nawet nie będę się wypowiadać. No cóż w trzecim trymestrze to standardowa dolegliwość. Poważnie rozważam spanie na siedząco. W końcu jakoś muszę przetrwać te ostatnie dwa miesiące.

Zadyszka – mój wróg publiczny nr. 2 (zaraz po nerkach). Była pierwszym objawem ciąży. To właśnie w momencie jak podczas treningu miałam problem złapać oddech naszła mnie pierwsza myśl, że chyba coś się dzieje 🙂 Na zakupach w sklepie często sobie kucam i udaję że czytam etykiety na produktach z dolnych półek 😉 Jak robię zakupy to od jakiegoś czasu preferuje wózki sklepowe zamiast koszyków bo można się na nich oprzeć choć trochę 😉 Tak więc uczę się radzić sobie z nią. Rozmieszczenie ławek w mieście mam już całkiem nieźle ogarnięte i wiem gdzie mogę sobie spokojnie usiąść i odpocząć. Jakby nie patrzeć przyda mi się to jak będę szukała miejsca do nakarmienia ssaka 🙂

7 miesięcy za nami

a ja powoli zaczynam odczuwać potrzebę przygotowania mieszkania na pojawienie się nowego lokatora. Aktualnie robię porządek w szafie u dzieciaków i zastanawiam się jak tam wygospodarować miejsce dla trzeciego. Gdzieś te kilka ubranek i karton pieluch muszę trzymać 😉

W głowie mam pomysł na nowe meble, ale to niestety jest spory wkład finansowy na który mnie obecnie nie stać. Ale liczę na to że uda mi się to zrealizować zanim najmłodsze zacznie raczkować 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.