Nauka chodzenia wiąże się z upadkami. W ogóle wczesne dzieciństwo wiąże się z wieloma upadkami, skaleczeniami, uderzeniami i innymi wypadkami.
Wiele osób pyta mnie dlaczego moje dzieci nie płaczą na widok krwi, nie histeryzuja kiedy się przewrócą, w ogóle rzadko reagują na takie sytuacje.
Już od samego początku nie leciałam na połamanie nóg słysząc płacz dzieci. Nie, wcale ich nie ignorowałam. Po prostu dawałam im czas na zastanowienie się co się wydarzyło, co czują i czego potrzebują.
Trwa to dosłownie chwilę. Szybkość reakcji dostosowuje do wieku i tego co się stało.
Kiedy moje dzieci uczyły się chodzić czyli mając skończone 9 miesięcy dawałam im szansę nauczenia się tego samodzielnie. W moim domu nigdy nie było chodzika ani żadnych innych rzeczy które kupuję się do uczenia dzieci chodzenia. Chociażby szelek do nauki chodzenia. Nigdy nie prowadziłam za rączki. Uczyli się sami. Kiedy miałam chwilę dobroci kładłam się na podłodze lub siadałam na niej. Dziecko miało okazję ćwiczyć wstawanie opierając się o mnie. Kiedy upadali pozwalałam im na to. Byłam obok. Jeśli potrzebowali utuliłam, pocałowałam, pogłaskałam. Zależy czego wydawało mi się akurat potrzebowali.
Do dzisiaj kiedy upadają i widzę że mogą samodzielnie wstać czekam aż do mnie przyjdą po pomoc. Czasami od razu wstają i biegną dalej. Czasami biegną w moja stronę ale zanim dojdą do mnie zapominają po co biegli i zmieniają kierunek. Czasami jednak okazuje się że dobiegną do mnie zapłalani. Wtedy przytulam. Pytam co się stało – spokojnie tuląc. Nawet niespełna roczne dziecko odpowiada – płaczem ale opowiada. Kiedy skończy opowiadać pytam gdzie boli/gdzie się uderzył i zazwyczaj pokazuje bolące miejsce, czasem pokazuje też o co się uderzył. Nadal tulę i spokojnie rozmawiam. Na koniec pytam czy nadal boli i wtedy najczęściej okazuje się że już nie boli i synuś uśmiechnięty wraca do zabawy 🙂
Niektórzy dziwią się że nie nadskakuje nad dzieckiem. Ponoć jestem wyrodną matką. Ale nie chce żeby moje dzieci nie zdawały sobie sprawy z tego co to jest upadek. Kiedy na drugim końcu placu zabaw moje dziecko zdziera kolano nie biegnę do niego od razu. Zazwyczaj najpierw pytam czy wszystko w porządku, czy potrzebuje pomocy. Jeśli widzę że sam nie wstanie że potrzebna jest mu pomoc to idę i pomagam. Ale nie narzucam się. Chce żeby moje dziecko samo wiedziało czy coś je boli a nie czekało aż ja mu powiem że boli.
Nie pamiętam gdzie ale ostatnio rzucił mi się w oczy na Facebooku dialog. Mama wola syna że na wrócić do domu. On się pyta czy jest głodny a na to mama że nie, że jest zmęczony.
Jak dla mnie dziwna sytuacja. Dlaczego rodzic ma wiedzieć lepiej niż dziecko czy jest ono głodne czy zmęczone. Dlaczego wmawia się dziecku że jak się przewróciło to koniecznie trzeba ucałować kolanko, posłuchać czy plaster nakleić. Jak tak teraz o tym myślę to w zasadzie jeszcze nigdy plastra dzieciom nie naklejałam. Nie było potrzeby. Zanim zdążyłabym o tym pomyśleć to są już daleko. Nie przejmują się drobiazgami.
Każdy kto się kiedyś przewrócił wie że to boli tylko chwilę, potem przestaje. Po co wmawiać że to tragedia.