Od zawsze mam różne dziwne pomysły. Jestem dosyć pozytywnie do wszystkiego nastawiona, wiec mam się z czego śmiać później 😉
Czy to jeszcze pech czy już głupota
No więc dzień rozpoczął się jak każdy inny o godzinie 5:30. Poranne karmienie, szykowanie przedszkolaka, znowu karmienie, szykowanie niemowlaka i spacerek do przedszkola. Ach co za radość bo temperatura tylko nieznacznie poniżej zera. Idąc tak sobie patrzyłam na te moje wierne buty. I wspominałam te cudowne buty które widziałam na wystawie w sklepie, a nie odważyłam się wejść do sklepu zapytać o cenę. Tak więc rozmyślam o tych butach, które do najczystszych nie należą od kiedy jakiś baran ( znaczy się synuś najukochańszy) nadepnął mnie swoim buciorem który wcześniej wybrudził na placu budowy. No i czyściłam te buty wielokrotnie, zawsze jednak po wyschnięciu ślad podeszwy butów mojego syna wychodził na wierzch. Ale ja bardzo przywiązuję się do swoich rzeczy, ale czasami coś we mnie pękło. I tego właśnie dnia stwierdziłam wóz albo przewóz. Tyle osób wrzuca buty do pralki, czemu ja miałabym nie sprawdzić czy te wierne buty wytrzymają. Jak polegną to na wystawie w sklepie stoją następcy. Byłby pretekst do zakupu 😉
Jak pomyślałam tak uczyniłam. Ukochane buty które całą ciążę nosiły moje ciężkie ciało trafiły do pralki. I tu by się historia mogła zakończyć, ale nie w moim przypadku.
Może się spotkamy?
Planowałam w tym tygodniu spotkać się z koleżanką zanim wróci do pracy po macierzyńskim. Coś pokręciłam i okazało się, że nie mam na to całego tygodnia tylko właściwie to ostatni dzień kiedy możemy się spotkać.
Szybko zorientowałam się, że autobus odjechał 10 minut temu, ale za to następny będzie za niewiele ponad godzinę. Tylko co z obiadem. Plany miałam inne, właściwie miałam już zaczynać gotować. Ale idealną panią domu to ja nigdy nie byłam. Więc przeprowadziłam w myślach analizę co mogę bardzo szybkiego kupić po drodze na obiad. W tym czasie szykowałam córkę do wyjścia i pakowałam torebkę z podręcznymi akcesoriami dla mam (wiecie pieluchy itp.)
Pierogi były ostatnio i mąż średnio za nimi przepada. Do flaczków to bym musiała jeszcze może jakiś makaron ugotować no i same też trochę się gotują zanim będą ciepłe. Danie ze słoika patrz jak wcześniej. Przyszło olśnienie -Kurczak! W drodze od koleżanki do przedszkola kupię kurczaka z rożna. Mąż lubi i ja chętnie zjem. Więc pora wprowadzić w życie plan, a przy okazji udać się na przystanek. Ups. Buty właśnie przestały się prać, jeszcze się nie wysuszyły. Trudno mam takie super hiper ekstra ukochane moje obcasy na zimę 😀 Nie okłamujmy się, wysokie dosyć, a od roku to ja zasuwałam w tych moich wiernych kompanach co to teraz mokre są (tak przeżyły pranie – więc zakup nowych odwołany).
Ale kto jak nie ja poradzi sobie, przecież jadę autobusem, prawda?
Przystanek autobusowy
To był ostatni dzień kiedy moje dziecko współpracowało (od następnego dnia już nawet obiady gotuję z nią w chuście – mam nadzieję że to minie). Wyszykowałyśmy się szybciej niż myślałam. Dotarłam na przystanek i liczę, że autobus podjedzie za 20 minut. No bez jaj, w 20 minut to ja prawie na miejscu będę. Zdecydowałam, że z dzieckiem w chuście i w butach na wysokim obcasie przejdę się na spacerek. To nic, że zaczynało mżyć. Przecież z cukru nie jestem.
Zanim dotarłam na miejsce nie zauważyłam żeby jakiś autobus mnie mijał, więc uważam, że byłam od niego szybsza.
Ale to nie koniec drogi. Nowo wybudowane osiedle, a bloki opisane tak logicznie, że za nic w świecie nie mogłam się doliczyć gdzie mam iść. Krążę sobie tak jak krążownik i w końcu widzę poszukiwany numer. Pominę fakt, że od celu oddzielał mnie plac budowy kolejnego bloku. No więc go okrążam. Mokro już było i rozjechane wszystko i w tych moich eleganckich obcasikach władowałam się w błoto, przelazłam przez jakiś rów i jeszcze na kamyki trafiłam. Pierwszy raz w życiu blok wydawał mi się aż tak olbrzymi. Jakby tam chodnik był to bym obeszła te drogę raz, dwa, a tak no cóż… Ważne, że się nie przewróciłam.
I tak mija minuta po minucie, a my sobie gadu gadu
i w końcu nadeszła ta chwila kiedy trzeba było wrócić do domu.
W tym miejscu wyjaśnię co to za zdjęcie na początku. Otóż na tym nowym osiedlu właśnie takich lokatorów można spotkać wychodząc z domu. Uwieczniłam go ponieważ u mnie takich wielkich to nie ma. Tak więc z narażeniem życia podeszłam zrobić to zdjęcie. Zanim zorientowałam się, że mam włączony flesz w komórce już zdążyłam pstryknąć fotkę. Przez moment wyobrażałam sobie jak szyby z okien lecą przez mój krzyk. Na szczęście pająk najwyraźniej przyzwyczajony do blasku fleszy nadal pozował. Wycofałam się powoli zachowując kontakt wzrokowy na wypadek jakby jednak chciał się na mnie rzucić.
Deszcz zaczął już padać na całego. przeszła mi przez głowę myśl, że mogłam jednak ubrać kurtkę, a nie bluzę, albo chociaż parasol z domu zabrać.
Dotarłam do budki z kurczakami.
-Ale kurczaki to tak dopiero za 15 minut będą
Cały mój misterny plan legł w gruzach. Za 20 minut muszę być w przedszkolu do którego mam jeszcze 15 minut drogi. Nie mam żadnych szans zdążyć jeśli poczekam na kurczaka. Całkiem załamana poszłam dalej. Miałam wątpliwą przyjemność zobaczyć na alei Solidarności debila który postanowił zaryzykować swoje życie i życie innych uczestników ruchu tylko po to żeby dojechać gdzieś kilka sekund wcześniej. Jakimś cudem do niczego nie doszło, ale w mojej głowie miałam już wizję jak samochód trafia we mnie i koleżankę. Serce mi na moment stanęło co od kiedy mam dzieci zdarza się w coraz gorszych sytuacjach bo moi kochani synowie uodparniają mnie na widok niebezpiecznych sytuacji.
Przedszkole – ale to jeszcze nie koniec
Myślicie, że spacer w deszczu do przedszkola i powrót z przedszkolakiem do domu to wszystko co mnie czekało tego dnia? Otóż nie. Zadzwonił mąż z informacją, że musi zostać dłużej w pracy więc muszę jeszcze iść do szkoły odebrać starszego. A w między czasie kupić coś na obiad, padło na danie ze słoika, w końcu mąż i tak będzie w domu później, dorobię do tego kaszę kuskus która robi się dosyć szybko i będzie ok.
Jak byłam w sklepie znajdującym się koło szkoły zadzwonił mąż z informacją, że już wyszedł z pracy (wiecie minęło już ponad 40 minut od poprzedniego telefonu), kolega podwiózł go pod szkołę samochodem. Ostatecznie ja w domu szykowałam pseudo obiad, a mąż zasuwał na spacerek z psem w tą jakże piękną deszczową pogodę. Ja w międzyczasie wrzuciłam kurtki do suszarki razem z tymi butami co je dosuszałam, a które potrzebowały jeszcze trochę czasu, którego mi zabrakło.
To jeszcze nie koniec dnia – ba dopiero środek
Ten dzień to także imieniny mojej mamy. W związku z czym czekał mnie rodzinny spacer do mamy. Właśnie dlatego tak się nastawiłam, żeby kurtki szybko wysuszyć. Gratulacje dla moich dzieci które chociaż w jedną stronę szły spokojnie.
Kiedy zaczynało się zbierać coraz więcej osób, mała zaczęła pokazywać, że nie do końca jej odpowiada taki tłum i owszem może siedzieć spokojnie ale tylko z piersią w buzi. Przy okazji Antoś zasnął, żeby zapewnić nam więcej rozrywki.
Taaaaa, trzeba było wrócić do domu z świeżo rozbudzonym marudzącym przedszkolakiem. Ciemno już było więc może za wiele osób nie widziało kto idzie i negocjuje każdy krok w tym deszczu.
Lubię organizować sobie dodatkowe atrakcje
Nogi mi już z tyłka odpadały. Ale kiedy spojrzałam na zegarek okazało się, że jak się dobrze sprężę to zdążę na trening. W końcu trzeba trochę rozruszać te zasiedziałe kości. Wszak czego jak czego ale ruchu to mi brakuje 🙂
No więc leciałam na połamanie nóg w tych obcasach ukochanych, z włosami w różnych kierunkach, wiatr i deszcz są w sumie najlepszymi fryzjerami. Weszłam na czas, natomiast spóźniłam się o tyle ile się przebierałam. Na szybko nawet udało mi się włosy jakoś związać, żeby ich ktoś z mopem nie pomylił i nie pomyślał, że ja podłogę czyszczę zamiast trenować.
Lubicie niespodzianki?
Ja nie, szczególnie jak ta niespodzianka jest koloru białego i leży wszędzie, a ja mam zejść w butach na obcasie z nogami które mi zaraz odpadną po schodach. Ja nawet ubezpieczona nie jestem. Ale przeżyłam. Doszłam do domu. Tak, wewlokłam się na to trzecie piętro. Zapięłam psu smycz i udałam się z powrotem na dół. Napawać się widokiem pięknej białej zimy tą wczesną wiosną. No dobra wiosna dopiero za dwa tygodnie więc czego ja się czepiam.
Nie po powrocie nie poszłam spać. Dopilnowałam jeszcze, aby wszyscy domownicy mieli na rano suche kurtki.
Na co mi było pranie tych butów – nie wiem.
Wiem natomiast, że następnego dnia doznałam olśnienia i przypomniało mi się, że posiadam kalosze. Idealne rozwiązanie na taką pogodę.
Ten dzień ma jedną wielką zaletę. Będę go jeszcze długo pamiętać, będę się z niego jeszcze długo śmiać. A bardzo dobrze jest mieć jakieś zabawne wspomnienia, bo jak się potem gdzieś idzie i droga jest nudna to można sobie przypomnieć i się pośmiać, a że ludzie patrzą na mnie dziwnie jak idę w deszczu i się cieszę to ich problem, a nie mój.