Moje przemyślenia na temat edukacji

Osoby które mnie lepiej znają wiedzą że po 3 latach posyłania dziecka do placówek zdecydowałam się jednak na edukację domową. Zanim się zdecydowałam spędziłam wiele godzin na rozmyślaniu co jest lepsze dla mojego dziecka. Po 3 miesiącach domowej zerówki jestem pewna że podjęłam dobrą decyzję. Nadal mam kontakt z dziećmi z którymi syn uczęszczał do przedszkola, mam też koleżanki których dzieci rozpoczęły już edukację w pierwszej klasie.

W ciągu ostatniego miesiąca usłyszałam wiele rzeczy które mnie skutecznie zniechęcają do szkół które nie zmieniły się od czasów kiedy ja do nich uczęszczałam.

Największym szokiem było dla mnie jak usłyszałam że syn sąsiadki uczęszczający do zerówki w przedszkolu przygotowuje się do egzaminu. Właściwie to już we wakacje się przygotowywał. Ten „egzamin” to nic innego jak sprawdzenie gotowości szkolnej.

Okazuje się również że aby dzieci starały się podczas kolorowania czy rysowania przekonuje się je że niestaranne obrazki nie będą wywieszane na tablicy przed salą bo wstyd coś takiego pokazać. W końcu każdy powinien być Picassem 😉

Ocena opisowa to w ogóle jakaś fikcja. Serio pisanie dziecku trójki za rysunek tylko dlatego że widzi świat inaczej niż nauczycielka jest ok? Kiedy w końcu pozwolimy rozwijać się naszym dzieciom we własnym kierunku. Największym koszmarem kiedy chodziłam do zawodówki była polonistka która miała zawsze rację. Lektury czy wiersze należało rozumieć, interpretować tak jak ona uważa za jedyne słuszne. Niestety pech chciał że zawsze widziałam to inaczej niż ona. Po spędzeniu kilku godzin lekcyjnych na dyskutowaniu poddałam się i przez 3 lata szkoły nie odezwałam się już ani razu na jej lekcji. Sorry, ale nie potrafiłam czytać jej w myślach. Jeszcze większą niedorzecznością dla mnie jest ocenianie matury z języka polskiego według klucza. Serio wszyscy mają widzieć świat tak samo? Według jednego poprawnego wzorca? Bez miejsca na samodzielne myślenie?

Pozostając przy ocenie, nie potrafię pojąć czemu mają one służyć. Mają posegregować ludzi na lepszych i gorszych czy jak? Jak w ogóle można ocenić kogoś talent plastyczny czy muzyczny. Historia wprawdzie niektórych interesuje, ale dla innych jest po prostu nudna, dlatego że nie chce się uczniowi uczyć czegoś co go w ogóle nie interesuje ma mieć popsutą średnią? Ba, ma mieć egzamin komisyjny żeby zdać do następnej klasy? Na prawdę komuś się wydaje że ucząc się na tą poprawkę nauczy się czegokolwiek? Pójdzie powie coś bez ładu i składu i jakoś mu zaliczą. Czy ten stres jest potrzebny? Czy ta historia jest mu potrzebna do zostania kucharzem? Może nawet światowej sławy kucharzem. Tak się zastanawiam ile osób kończąc szkołę średnią i wkraczając w dorosłość, podejmując pierwszą pracę potrafi samodzielnie wypełnić PIT, napisać pismo urzędowe. Nie wspomnę o spranym załatwieniu becikowego bo przy tym chyba każdy wymięka 😀

Tak sobie siedzę i myślę i wyobrażam sobie ucznia który miał narysować całą stronę nieszczęsnych szlaczków. I widzę tą pracę pokolorowaną przez nauczyciela który poprawia wszystkie krzywizny żeby uświadomić ucznia jakim niedołęgą jest. Bo przecież to jeszcze dziecko i samo nie widzi czy coś mu się udało czy nie. Łatwiej w końcu wytykać błędy a nie docenić starania. Bo przecież niektóre literki to nawet zgrabnie wyszły, ale w tym czerwonym tle są mało widoczne. Czemu zamiast pisz staranniej nie napisać dzisiaj wyszło ci lepiej niż ostatnio, tak trzymać 🙂

Inną niedorzecznością dla mnie są zadania domowe. No bo w sumie komu i do czego są one potrzebne? Nauczycielowi żeby uczeń w domu nauczył się tego czego powinien się w szkole nauczyć? A może chodzi o to że nauczyciel nie chce żeby uczeń osiągnął w życiu więcej niż on i dlatego zarzuca go pracami domowymi żeby biedny uczeń nie miał czasu na rozwijanie swoich pasji.

Młodzież po odrobieniu zadań domowych już nie ma siły i chęci na rozwijanie się, wolą odpocząć przy komputerze, tablecie czy telewizorze. Gdzie mają mieć jeszcze czas na harcerstwo, wolontariat, kółka zainteresowań, treningi?

Ilu uczniów czyta książki? Po wielostronicowych streszczeniach lektur nie mają niż ochoty na nic innego.

Ostatnio słuchałam o ataku starszej dziewczynki na młodszą, w szkole podstawowej. Za moich czasów do takich rękoczynów dochodziło ale w szkole średniej, a nie w nauczaniu początkowym. Jakie wartości mają te dzieci wpajane w domach rodzinnych, czy przedszkolach w których spędzają większość życia?

Czy uważam że szkoły powinny zniknąć? Są niepotrzebne?

NIE!

Potrzebują zmian. Bardzo ciekawym rozwiązaniem wydają mi się szkoły demokratyczne.

Myślę że warto zapoznać się z tym filmem:

 

 

Jako osoba która skończyła już kilka szkół uważam że jednym z zasadniczych problemów z niektórymi nauczycielami jest traktowanie uczniów jak „dzieci”. Jak osoby które nie potrafią decydować o sobie. Na prawdę dzieci są mądrzejsze niż się niektórym wydaje. Dobrze byłoby traktować je jak równego sobie.

I tutaj przechodzę do tego co różni szkoły dla dzieci, młodzieży od szkół dla dorosłych. Właśnie to że uczniowie, słuchacze są traktowani jak dorośli, lekcje polegają bardzo często na dyskusji. Jest zupełnie inna atmosfera. Szczególnie to widać kiedy są kameralne grupy. Klasa w technikum do którego chodziłam liczyła 13 uczniów. Bardzo zgrana ekipa, bardzo różnorodna wiekowo, między najmłodszym a najstarszym uczniem około 5-8 lat różnicy.

W tym roku rozpoczynam kolejne dwie szkoły. Kurs fototechnika, po dwóch spotkaniach już wiem że wiele się tam nauczę. Jest genialna atmosfera, w czasie ćwiczeń bardzo indywidualne podejście. Aż chce się chodzić 🙂

Za półtora tygodnia rozpoczynam studium dla Doul, jestem pewna że tam również będę jeździć z przyjemnością 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.