Porządek w pokoju dziecięcym, a właściwie jego brak to problem wielu rodziców. Szczególnie tych którzy mają dzieci już mobilne i samodzielne. W końcu niemowlak, który spędza cały czas z mamą bałaganu nie zrobi. Natomiast taki którego mama chce mieć czas na wypicie ciepłej kawy może już skutecznie zniszczyć pięknie wyszykowany jak z żurnala pokoik.
Porządek w pokoju dziecięcym, a meble
Był pewnie czas kiedy z niesamowitą starannością układaliście pluszaki na półce. Piękne czyste misie, w równym rządku, idealnie pasujące do ślicznych pastelowych ścian. Zastanówcie się ile czasu wymaga takie ułożenie ich. Oszacowaliście ten czas? No to teraz pomyślcie ile czasu potrzebuje dziecko aby jednym ruchem zrzucić je z półki. Jeśli już to sobie wyobraziliście (jeśli to przeżyliście to łatwo to sobie wyobrazić), to zastanówcie się ile razy dziennie jesteście w stanie z uśmiechem na twarzy układać te słodkie misie.
Mówię o misiach, ale sytuacja dotyczy wszelkich zabawek. Autka w rządku poukładane. Klocki ułożone w pudełku kolorami. Lalki. I wiele, wiele innych w zasadzie niezbyt potrzebnych rzeczy.
Kiedy jeszcze nie miałam dzieci
idealne wydawały mi się meble na nóżkach. Wiecie ja bałaganiara jestem, ale jak sprzątam to mega dokładnie. Meble na nóżkach pozwalały mi przy każdym sprzątaniu umyć podłogę pod meblami. Jako nastolatka nie miałam takiego komfortu i co jakiś czas odstawiałam w pokoju meble żeby za nimi posprzątać.
Kiedy macie dzieci, takie meble to wasze przekleństwo. Na początku może wam się wydawać, że to super sprawa. Żaden brud czy kurz nie umknie waszej uwadze, no i w przyszłości nie będzie problemu z ginącymi klockami lego. Wystarczy przecież kij od miotły i wymieciecie dziecku wszystkie klocki. W końcu zgubienie klocka to tragedia na miarę wybuchu nuklearnego.
Jeśli macie takie meble, a wasze dzieci nie mają jeszcze zabawek, które rozmiarem pasują aby jednak wpaść pod meble to żyjcie nadal w tej błogiej nieświadomości i przejdźcie do następnego nagłówka.
Otóż w pewnym momencie to nie afera z powodu zgubionego klocka o której usłyszą sąsiedzi z kilku bloków dalej będzie waszym problemem. Problemem będzie to, że te klocki w zastraszającym tempie trafiają pod meble. Z resztą nie tylko o lego chodzi. Chodzi o każdą nieszczęsną zabawkę, która trafi pod te meble. I nadal nie chodzi o aferę wywołaną przez dziecko, niektóre dzieci nawet nie zauważają braku tych zabawek. Natomiast każdy kto wejdzie do waszego domu od razu zobaczy te tony śmieci pod meblami. Wy wracając zmęczeni z pracy widzicie, że one tam leżą i nikt nawet nie myśli ich wyjąć. Nikt za nimi nie tęskni. One tam są, a dzieci znajdą sobie inne zajęcie, bo przecież nie będą sprzątać bo to nudne.
Kupiłam też łóżko piętrowe z szufladami
Jakaż ja byłam z siebie dumna. Tyle miejsca zaoszczędzone. Dzieci mogą bawić się na środku pokoju, a łóżka im nie przeszkadzają. Jasne. Tylko, łóżko jest wygodniejsze niż podłoga. A jak się super po łóżku skacze, szczególnie tym co jest wyżej. O ile akurat z powodu tego łóżka nigdy na pogotowie nie jechałam z dzieckiem, o tyle okazało się, że jakościowo pomimo wysokiej ceny to łóżko nie spełnia wymagań stawianych przez dzieci. I tak, deski po prostu się połamały, materac zapada się w zbyt duże odstępy między pozostałymi deskami, a dzieci nadal nie wyciągają z tego żadnych wniosków.
Ale tak na prawdę to nie jest największy problem związany z łóżkiem piętrowym. Właściwie to o czym napiszę dotyczy każdego chyba rodzaju łóżek. Otóż to co można znaleźć między łóżkiem, a ścianą można spokojnie nazwać czarną dziurą. I sprzątanie tam raz na tydzień to zdecydowanie za rzadko. Co tam można znaleźć? Od zwyczajowych książek i zabawek (tych które z takim namaszczeniem układaliśmy równiutko na półce), po mniej standardowe.
Ten akapit nie jest przeznaczony dla rodziców którzy nie weszli jeszcze w ten etap. Otóż za łóżkiem można również odnaleźć ubrania z akcentem na bieliznę. Bo rozbierając się w łazience do kąpieli strasznie trudno jest wrzucić ubrania do kosza na pranie, łatwiej wrzucić za łóżko (do dzisiaj nie pojmuję tej logiki). Można też znaleźć śniadania lub kolacje sprzed kilku dni. Wiem, moja wina – powinnam nie wypuszczać dzieci od stołu póki nie skończą jeść. Tylko że wtedy nic by nie jedli, a tak jak są głodni sami sobie szykują, a ja raz w tygodniu po prostu zza łóżka sprzątam to wszystko.
Szuflady – tak sobie myślałam, że jakby co wyciągnę
i po prostu wymiotę wszystko. Tak jak spod mebli z nóżkami. Bzdura. Może i je wyciągnę, ale dwie wyjęte szuflady zajmują cały pokój dziecięcy, a gdzie to wszystko jeszcze wymieść i oddzielić zabawki od śmieci. Może większe pokoje się łatwiej sprząta, niestety takie małe jak u nas to jakaś porażka. Gdybym mogła to wiele rzeczy zmieniłabym w ich pokoju i gdyby nie ciągłe szkody które generują to może bym uzbierała pieniądze na ten cel.
Apropo jedzenia
Jedzenie zmagazynowane w różnych miejscach w domu to jeszcze nie jest szczyt. Szczytem jest to jedzenie które czasami znajduję w plecaku szkolnym. O ile przygotowane przeze mnie śniadanie obrastające dziwną naroślą w śniadaniówce mnie nie rusza. Wprowadziłam ostatnio nawet zasadę, że po szkole ma wyjąć śniadaniówkę i zanieść do kuchni – niezależnie od tego czy zjadł śniadanie czy nie – nie zmuszam do jedzenia. Ba, jak nie przyniesie na czas to pakuję mu śniadanie do woreczka bo ja się rano o 7:30 nie będę prosić o śniadaniówkę z żywymi kulturami. Mijają tak trzy miesiące, przypominam po szkole żeby wyniósł tą śniadaniówkę, i nawet moje wielokrotne przypominanie nie zawsze przynosi efekt. Czasami porzuca ją gdzieś w połowie drogi. Nie żeby z pokoju do kuchni było jakoś daleko, ale jednak.
Tylko, że jak wspomniałam problem śniadaniówki rozwiązałam woreczkami. Tylko, że dzieci w szkole dostają owoce. Świetna akcja. Popieram całym sercem. Tylko te nadgryzione jabłka czy gruszki, rzucone luzem w plecaku i brudzące książki i zeszyty to trochę ponad moje siły. Tylko, że te owoce to jeszcze nic.
Poza owocami dzieci dostają jogurty czy mleko. Co tam, otworzy, napije się dwa łyki i rzuci do plecaka. Mleko jakoś wsiąknie. Ale kefir, rozlany na dnie torby? Do dzisiaj nie wiem jakim cudem nie zabił w ten sposób żadnego podręcznika. Gdyby to były nasze podręczniki podeszłabym do tego na luzie. Zabrudził to trudno będzie nosił brudny. Ale to są szkolne podręczniki które potem mają trafić do innych dzieci. No ale nie ma co gdybać, powtarzam jak katarynka, że ma dbać bo to na kilka lat ma wystarczyć. Ważne że póki co ma więcej szczęścia niż rozumu.
Ale odbiegłam od tematu, wróćmy do pokoju
Próbowałam na wiele sposobów zachęcić ich do sprzątania. W akcie desperacji wzięłam wielki worek i wrzuciłam do niego, zapowiadając że zawartość oddam, jak nauczą się sprzątać to co zostało. Spakowałam tak jeden worek, drugi i trzeci. I tak sobie w piwnicy leżały kilka miesięcy. Okazało się, że moje dzieci nie tęsknią za tymi zabawkami. Tak więc ostatecznie przejrzałam zawartość worków. Co się nadawało to sprzedałam, a co nie to wyrzuciłam. I tak co chwilę coś dostają więc co jakiś czas pakuję i czekam na efekty. Owszem, w momencie wyrzucania krzyczą jakby ich ktoś ze skóry obdzierał. Więc informuję, że idę wypić sobie herbatę, niech w tym czasie podniosą z podłogi to co chcą sobie zostawić, a resztę wyrzucę. Efektu zero, kiedy wracam wygląda tak jak wcześniej o ile nie gorzej. Mój błąd może, że daję im tych szans za dużo, ale choinka ja za te śmieci płaciłam kupę forsy. Problem w tym, że to mi zależy a nie im.
W ten oto sposób w pewnym momencie okazało się, że właściwie to oni już żadnych zabawek nie mają. Myślicie, że to spowodowało, że mam porządek w pokoju dziecięcym? Otóż nie. Oni zawsze coś znajdą. Papier toaletowy jest ogólnie dostępny w łazience. Ulotki zostawiane w skrzynkach na listy, zwykle leżą na półce zanim je wyniosę do kontenera. A nożyczki no cóż są w piórniku szkolnym, tak samo jak klej i kredki. Taaak, nie pamiętam już kiedy ostatnio piórnik wyglądał jak należy. Zwykle raz w tygodniu staram się uzbierać komplet kredek, niestety muszę robić to rano, bo wieczorem zdążą powyciągać i pogubić. Gdzie znajdują się potem te kredki chyba łatwo zgadnąć. Tak, pod meblami z tymi supr ekstra nóżkami, i za łóżkiem, i w wielu innych trudno dostępnych miejscach.
Mój sposób na porządek w pokoju dziecięcym
Obiecałam to napiszę.
Chociaż, zaplanowałam to na moment kiedy uzbieram kasę na wymianę mebli w ich pokoju na bardziej dostosowane do nie szarpania moich nerwów.
W obecnej chwili sama nie mogę stosować tej metody ponieważ ciąża głównie leżąca nie pozwala mi na to jednak może przyda się to komuś z was.
Otóż rano zaraz po śniadaniu brałam dzieci na plac zabaw. Trudno w to uwierzyć, ale jak byli na dworze to nie robili bałaganu w domu 😀
Na obiad wracaliśmy, ale przy odrobinie szczęścia na czas gotowania obiadu puszczałam bajkę i zdarzało się, że zainteresowała ich tak, że nic w tym czasie nie nabałaganili.
No i po obiedzie wiadomo – dalej plac zabaw.
Ważne, żeby na dworze tak się wylatali, że po kąpieli już nie mieli siły bałaganić tylko ewentualnie coś zjedli i poszli spać.
Wadą jest to, że czasami potrafili obudzić się rano z kolacją w buzi 😉
Jeśli macie jakieś równie skuteczne metody to chętnie poczytam o nich.
Apropo, ostatnio w oko wpadła mi ciekawa reklama
zabawki która niby ma pomóc w sprzątaniu. Tylko, że osobiście nie jestem pewna czy ta zabawka przetrwa użytkowanie przez moje dzieci. Nie takie rzeczy już połamali 😉
Nasz 7 latek jakoś nauczył się że ma sprzątać (inaczej tata podepta bo mąż nie widzi jakoś tych małych autek i czasami koła wychodziły na maskę w spotkaniu z taty noga 😊) Ale ta mała 2 latka to nawet potrafi papierek rzucić na podłogę od tak 😏 i tak chodzę za nimi i przypominam… A śniadanie u nas sam wyjmuje bo brzydzi sie jak śmierdzi. A dodam że mamy pokój razem z dziećmi. I pewnie dlatego tak ich ganiam bo to salon i sypialnia i pokój zabaw zarazem.
Niestety u nas to nie działa, nie przywiązują się do zabawek 🙂 Sama nieraz rozdeptałam 🙂 I też mamy wspólny pokój do wszystkiego tylko oddzielony płytą gipsowokartonową 🙂
Cudny wpis, napisany z dystansem do siebie. Bardzo odnajduję się w Twoich rozterkach…
Dzięki, moja cierpliwość się skończyła i musiałam gdzieś to wylać 🙂
Mój syn od samego początku jak jeszcze nie mówił był uczony porządku teraz mając 5 lat wie ze jezeli czyms sie bawi i znudzi się daną zabawkę odkłada na miejsce i zabiera inną. Nauczyłam go chwaląc go za kazdą czynność, za to że odłożył samochód na miejsce za to ze podniósł papierek i wyrzucił do kosza czy odkładanie brudnych ubrań do kosza na pranie. I mimo że potrafi zrobić sajgon w pokoju wysypać wszystko co możliwe nie muszę nawet mówić zeby sprzatał bo wiem że to zrobi.
Pozostaje pogratulować idealnego dziecka 🙂
Wiele trudu włożyłam w nauczenie dzieci porządku z marnym skutkiem.
Moja mama jeszcze więcej trudu w to włożyła, a ja nauczyłam się sprzątać dopiero jak się z domu wyprowadziłam 😉