Potrzebna cała wioska to książka o życiu Agnieszki Stein. Przeczytałam ją w dwa dni leżąc w szpitalu. Planowałam czytać po porodzie dlatego znalazła się w mojej torbie 😉 ale wyszło inaczej i w sumie bardzo się cieszę z tego.
Ostatni rok był dla mnie bardzo ciężki.
Wszystko co uważałam za słuszne w wychowywaniu dzieci zostało podważone i zdeptane przez pracowników szkoły mojego syna. Sprawiło to ze atmosfera u mnie w domu znacząco się pogorszyła, a więź z dzieckiem powoli przestawała istnieć. Starałam się zgodnie z zaleceniami być konsekwentna jakby to miało mieć dobry wpływ na dziecko. Zamiast być lepiej było coraz gorzej. Zakończenie roku szkolnego powitałam z ulgą. Obiecałam sobie, że przez te dwa miesiące wakacji odbuduje moja więź z synem. Wakacje poza moimi pobytami w szpitalu minęły całkiem spokojnie. Nasze życie wróciło na stare tory, ale koniec wakacji nie napawał optymizmem.
I właśnie w tej chwili los chciał, że w moje ręce trafiła „Potrzebna cała wioska”.
Dzięki niej odbudowałam fundamenty mojej relacji. Przypomniałam sobie co jest dla mnie ważne i jak to dotychczas osiągałam. Agnieszka Stein utwierdziła mnie w przekonaniu, że to czego szkoła ode mnie oczekiwała nie było dla nas dobre. Że to nie moje dziecko trzeba leczyć, bo z nim jest wszystko w porządku (swoja drogą neurolog potwierdził, że syn jest bardzo mądrym dzieckiem i w szkole się po prostu nudzi).
Czytanie o życiu Agnieszki Stein dawało wiele do myślenia. Zdobywała doświadczenie zawodowe w bardzo ciekawych miejscach. Pracowała w bardzo specyficznych środowiskach. Skojarzyła mi się z moim nauczycielem od fizyki. Facet uczył dzieciaki z poprawczaka. Był chyba jedynym nauczycielem do którego młodzież czuła respekt. I to nie dlatego, że nas do czegoś zmuszał. Jego lekcje były stosunkowo luźne. Mimo to czegoś nas nauczył, nawet tych najbardziej odpornych na wiedzę. Nie przymusem, a szacunkiem do ludzi.
„Potrzebna cała wioska”
to książka która pokazuje jakie wychowywanie dzieci jest proste i intuicyjne. Wystarczy dziecko traktować jak normalnego człowieka, a nie jak „coś” co ma spełniać nasze oczekiwania. Odrobina zrozumienia dla uczuć dziecka bardzo wiele zmienia. Otwiera nowe drzwi. Wzmacnia więź. Warto korzystać z tej wiedzy i traktować dzieci tak jak my chcielibyśmy być traktowani.