Fakt, że głównym moim zajęciem w ciąży jest leżenie w łóżku sprzyja pochłanianiu książek. W przeciągu tygodnia pochłonęłam „Duchowe Położnictwo”. Niewiele jest książek od których mam problem się oderwać, nawet kosztem puszczenia dzieciom bajki. Książka ma około 500 stron. Podzielona jest na kilka części.
Część pierwsza
to opisy porodów które odbywały się na farmie – tak społeczność hipisów nazwała miejsce które zamieszkują. Jeśli ktoś oczekuje lekkiej lektury o pięknych i niesamowitych porodach może być momentami zawiedziony. „Duchowe położnictwo” to bajki dla dzieci – to opowieść o prawdziwym życiu, które nie zawsze przebiega tak jakbyśmy chcieli. Tak więc oczywiście znajdą się tu opowieści z happy endem, takie które sprawią, że również chcielibyśmy tak pięknie urodzić. Znajdą się również opowieści gdy na świat przychodzą dzieci które powinny spędzić w brzuchu mamy jeszcze dobry miesiąc. Zaskakujące było to, że nawet rodząc na tak wczesnym etapie można urodzić godnie.
Jak wiele z Was kiedy dziecko nie jest ułożone główkowo słyszy od lekarza, że konieczne jest cięcie cesarskie. W „Duchowym położnictwie” natomiast kobiety mogą w takiej sytuacji rodzić naturalnie. Ina May przedstawia podobne sytuacje i to jak przebiegają w szpitalu i na farmie (Ina May czasami uczestniczy w porodach szpitalnych, kiedy dotyczą one pacjentek, które przywozi z farmy). Niestety procedury szpitalne, których pierwotnym zadaniem było ułatwienie porodu często go po prostu wydłużały. Na szczęście Ina trafiła na doktora Williamsa, który był otwarty na jej spojrzenie na porody i czerpał z nich wiedzę o tym jaką niesamowitą siłę wewnętrzną posiadają rodzące kobiety. O tym, że kobiety podświadomie wiedzą jak rodzić i najważniejsze, aby im w tym nie przeszkadzać.
Jeśli jesteście w ciąży i hormony sprawiają, że mocno wszystko przeżywacie, uważajcie bo porody na farmie nie zawsze kończą się dobrze. Nie każde dziecko które się urodziło przeżyło. Czasami kobiety rodziły dzieci które już nie żyły. Te emocje bardzo się udzielają. Mimo to nawet takie wielkie tragedie są przedstawiane w niesamowity, piękny sposób.
Część druga
to poradnik dla rodziców. Omówione zostały najważniejsze zagadnienia dotyczące porodu. Jeśli nie macie siły przeczytać typowego poradnika ponieważ odstrasza Was liczba stron, to tutaj macie skrót najważniejszych zagadnień.
Część trzecia
jest przeznaczona głównie dla położnych. Jednak nawet rodzicowi przyda się taka lektura, jeśli chce zdawać sobie sprawę z tego jak wielka odpowiedzialność spoczywa na położnej i o tym jak wiele może się zdarzyć. Każdy z nas chciałby, aby jego poród przebiegał bez problemów, żeby nie być niepotrzebnie narażonym na interwencje medyczne. Nie da się jednak ukryć, że to się czasami zdarza. I należy być na to przygotowanym. Warto wybrać placówkę w której rodzimy pod względem tego czy interwencje medyczne są stosowane rutynowo na wszelki wypadek czy tylko w uzasadnionych przypadkach. Jeśli wybierzemy odpowiednią placówkę możemy być spokojni i zaufać personelowi.
Oprawa graficzna
„Duchowe położnictwo” ma miękką okładkę, przez co książka nadaje się bardziej do czytania w domu niż w pociągu. Format też nie jest typowy tylko trochę większy, pewnie coś w okolicy B5. Tekst nie jest podzielony na kolumny co czasami trochę utrudnia czytanie, szczególnie jeśli jesteśmy już trochę zmęczeni.
Zdjęcia w książce są niesamowite. Ukazują piękno porodu i bliskość jaka łączy dwoje ludzi oczekujących pojawienia się trzeciego. Pod niektórymi opisami są zdjęcia rodzin. Zdjęcia są czarno-białe, wprowadza to specyficzny nastrój, ale również w latach kiedy ma miejsce większość opisanych porodów nie było jeszcze kolorowych zdjęć.
Cena „Duchowego Położnictwa” potrafi zwalić z nóg, jednak ja uważam, że jest warta każdej złotówki którą na nią wydałam. Warto zadać sobie pytanie czy interesują Was takie opisy czy nie. Jeśli ktoś nie ma ochoty czytać o tym jak rodziło się w warunkach domowych 40 lat temu to nie ma sensu wydawać fortuny. Zawsze można zainwestować w polski „odpowiednik” opisujący porody domowe i szpitalne również przyjmowane przez Iwonę Marczak.
Jeden komentarz