Półki w sklepach powoli zapełniają się Mikołajami.
Za chwilę do naszych skrzynek trafią pierwsze ulotki z zabawkami świątecznymi.
Pojawia się kult butelki
Dla wielu osób to co napiszę to bezsensowne czepianie się.
Jednak wielokrotnie już zastanawiałam się co jest przyczyną tego, że tak mało kobiet decyduje się karmić piersią. Przełomem był czas niedługo po drugim porodzie. Kiedy synuś miał rok zaczynał się właśnie szał świątecznych zakupów. Szukałam czegoś dla córek mojej koleżanki – akurat mamy dzieci w zbliżonym wieku. Jako, że ma córki brałam pod uwagę zakup lalki.
No i jeśli chodzi o lalki to producenci szaleją na całej linii. Za moich czasów szczytem szczęścia było jak moja lalka otwierała oczy. Teraz laki płaczą – trzeba je smoczkiem uspokoić. Lalki siusiają – w sumie fajnie, że już małe dziewczynki uczą się zmieniać pieluszki. Lalki są głodne i trzeba je nakarmić – oczywiście butelką. No czym innym można nakarmić lalkę jak nie butelką.
I tak od samej maleńkości taka mała dziewczynka dostaje lalkę i butelkę. O karmieniu piersią dowiaduje się w szkole rodzenia lub od położnej. Albo co gorsza z telewizji po kolejnej aferze, że jakaś kobieta śmiała nakarmić w restauracji. I czego się z tej telewizji dowiaduje? Ano tego że karmienie piersią jest obleśne, a kobieta która zamierza karmić piersią nie może nigdzie z domu wyjść bo jak ma nakarmić głodne dziecko.
Ile to razy różne osoby mi współczuły,
że nie mogę nigdzie wyjść bo nie będę miała jak nakarmić. Ba, współczuły mi że nie mogę bez dziecka nigdzie wyjść. Tylko akurat problemem nie było karmienie piersią a nie butelką tylko raczej lęk separacyjny (który o dziwo, teraz was zaskoczę – mija, sam, bez kombinowania). Jakoś tak wyszło, że mój pierworodny był karmiony i piersią i mieszanką z butelki – i to zwykłej butelki, bo wtedy jeszcze nie było szału na butelki wyglądające jak pierś. Nie wiedzieć czemu, dziecko najedzone, z dostępem do butli i pod opieką taty po prostu ryczało. Ba, w sumie nawet nie chciało mamy piersi. Po prostu mama ma być i tyle.
Tak więc podanie butli jakoś nie pomogło nam zniwelować lęku separacyjnego, a kilka miesięcy później moje dziecko poszło do żłobka bez żadnego problemu. Chodził chętnie i nie miał żadnego problemu z tym że nie ma pod ręką piersi. Była przed wyjściem do pracy i po pracy i to wystarczyło.
No ale co z tymi biednymi lalkami. One takie drogie, tyle świetnych bajerów mają – no jak tego nie kupić dziecku – szczególnie jeśli kryterium zakupu jest odpowiednio wysoka cena, a nie faktyczne potrzeby dziecka. Wiem łatwo mi mówić bo mam synów. Ale byłam dziewczynką, trochę czasu minęło zanim rodzice zrozumieli, że bardziej cieszę się z klocków które brat dostaje niż z lalki 😉
Oczywiście, że można córeczce lalkę kupić. I oczywiście że ona będzie się z niej cieszyć. I tak ma być.
Tylko po co już małej dziewczynce wpajać informację, że dzieci karmi się butelką. Po co jej wpajać, że smoczek jest nierozerwalnie związany z niemowlakiem. Obrazy które nas otaczają wdrukowują się w naszą podświadomość.
I tak wdrukowane dziecko spotkałam
niedługo po tym jak urodził się właśnie mój drugi syn.
Dziecko miało jak najbardziej dobre intencje. Podszedł do mojego syna i zaczął szukać smoczka, żeby włożyć mu do buzi. Bo dzidzia musi mieć smoczek. Nie mógł zrozumieć jak to możliwe, że moje dziecko smoczka nie ma. Ugryzłam się w język i nie powiedziałam złośliwie że dzidzia nie ma smoczka bo ma mamę. To jednak dziecko i intencje miało dobre, poza tym mogłoby doznać szoku – jeszcze nawet trzech lat nie miał.
Zdziwienia jakie wywołałam karmiąc piersią nie da się opisać. Dla tego dziecka to było spore zaskoczenie – mama miała co tłumaczyć. Starsze dzieciaki też średnio zorientowane były w tym co ja dziwnego robię.
Taaaak, taką sensacją i pytaniem co ta pani robi byłam uraczona wielokrotnie. Dzieci od maleńkości są uczone, że smoczek, że butelka. Pierś to temat tabu, a goła pierś to w ogóle jakaś pornografia.
Ale chłopiec nie bawi się lalkami
Jak nie jak tak. A nawet jak się nie bawi to spotka się z nimi w przedszkolu. Będzie widział co dziewczynki robią z lalkami.
Ale już dużo wcześniej pozna butelkę. Albo będzie pamiętał swoją, bo mama nie chciała żeby rozlał mleko na podłogę i jako 4 latek jeszcze pił mleko z butelki, albo po prostu zobaczy ją w książeczce dla dzieci.
Tia książeczki dla dzieci są pełne butelek i wybitnie pełne dzidziusiów ze smoczkami. No wszędzie te smoczki. Czasami to człowiek czuje się osaczony nimi wręcz.
Ja na prawdę rozumiem, że ktoś używa smoczka i nie wyobraża sobie bez niego życia. I ma do tego pełne prawo. Ale dlaczego ja mam się ciągle tłumaczyć dlaczego nie używam. Mam takie samo prawo nie używać smoczka czy butelki.
Producenci nie muszą mi wciskać przy każdej możliwej okazji próbek smoczków, a próbki butelek to wręcz powodowały u mnie napady mdłości. No po co mi zestaw butelek i smoczków których nigdy nie użyję. No ale szkoły rodzenia rozdają te cudowne reklamówki z wątpliwej jakości materiałami. Bo przecież fajnie dostawać takie darmowe prezenty. Na szczęście szybko znalazłam koleżankę karmiącą mieszanką i przydały jej się te butelki. Zadziwiające jak łatwo było taką osobę znaleźć.
Wracając do książek
Od jakiegoś czasu jest moda na książeczki kontrastowe. Takie wiecie czarno-białe dla dzieci 3m+. Przy dwójce dzieci takich nie miałam – najpierw ich w ogóle nie było, potem były dosyć drogie jak na małą tekturową książeczkę. Kupiłam dla trzeciego. I chwała za to że zerknęłam do środka. Tytuł :”Pierwsze obrazki” Zawartość pierwszych stron: smoczek, butelka… nie miałam nerwów żeby zobaczyć co jest na następnej stronie.
Serio już 3 miesięcznemu dziecku trzeba pokazywać książeczkę ze smoczkiem i butelką? dobrze że wydawca wpadł na pomysł żeby druga książeczka zawierała zwierzęta. Skoro mam już na szczęście wybór i nikt nie może mnie zmusić do kupowania książeczki w której jest butelka, a o piersiach podejrzewam zapomniano to wybieram to co moim zdaniem jest bardziej odpowiednie dla mojego dziecka.
Moje dzieci od początku będą wiedziały, że dzidziusie karmi się mleczkiem z piersi. I pomimo tego, że pamiętają jak byli karmieni to teraz oczekując rodzeństwa wydaje im się to trochę abstrakcyjne. Nie tyle samo karmienie piersią ile to że dzidziuś nie będzie dostawał nic oprócz piersi na początku. W końcu oni pamiętają, że cycuś to był po śniadanku, czy po kolacji przed snem 😉
Wywaliłam to w końcu z siebie. Wygląda na to, że moje hormony ciążowe przechodzą jakąś burzę, bo ostatnie moje wpisy są strasznie czepialskie 😉
A na koniec dołożę wam piosenkę która od kilku lat doprowadza mnie do szału. A do jeszcze większego szału doprowadza mnie to, że dzieci ją lubią. No i musiałam mojemu dziecku tłumaczyć co to jest smoczek, bo on nie wie o czym jest ta piosenka, ale jest fajna.